Czytać każdy może...!

     Czy potrafimy czytać? Pytanie wydaje się banalne, ba, wręcz śmieszne. A jednak odpowiedź nie jest tak oczywista. Uważa się za niepodważalny fakt, że skoro umiejętność czytania jest podstawową zdolnością, jaką człowiek zdobywa już w dzieciństwie, to każdy wykorzystuje ją we właściwy sposób. I niestety, powyższe założenie tak silnie wpisane jest w społeczną świadomość, że mało kto widzi sens, aby mu się sprzeciwić.
     Na czym polega istota czytania książki? Na bezpośrednim kontakcie z przeżywaną treścią. Książki nie powinno się czytać po to tylko, aby ją przeczytać, bądź zapamiętać jak najwięcej treści. Najważniejszym celem kontaktu czytelnika z książką jest zdolność przeżycia wybuchowego uniesienia, które rozbije jakiś fragment rzeczywistości, wprowadzi nasze myślenie na zupełnie nowe tory lub w ogóle wykolei z dotychczasowego sposobu myślenia i przeżywania świata. Czasem wystarczy jeden akapit, ba!, jedno krótkie zdanie w książce, aby nasze życie nabrało zupełnie innego sensu. Czasem to cała książka staje się destrukcyjnym dla naszej naiwnej świadomości fenomenem.
     Dlatego nie rozumiem, kiedy każe się ludziom czytać książki po to tylko, aby zadać "genialne" pytanie: co autor miał w tym dziele na myśli. Nie rozumiem też idei sprawdzianów i egzaminów, mających na celu wykazać, czy ktoś zapamiętał wystarczającą ilość szczegółowych faktów z danego dzieła. Na skandal zakrawa też forma nowej matury z polskiego, na której wymaga się faktograficznych odpowiedzi zgodnie z kluczem, który ktoś sobie odgórnie ustalił. Gdzie tu miejsce na inwencję twórczą i radość wynikającą ze swobodnego przelewania na papier konstruktywnych przemyśleń? Uczenie takiego podejścia młodych ludzi zabija moim zdaniem całą magię i sztukę obcowania czytelnika z tekstem i tekstu z czytelnikiem. Czytanie w takim sensie przypomina jałową naukę na pamięć książki telefonicznej, po to tylko, aby błysnąć przed egzaminatorami swoją "cudowną" wiedzą. A samo dowartościowywanie się na podstawie tryumfalnego ogłaszania wszystkim ilości "przeczytanych" tytułów, niczego nowego dla rozwoju wewnętrznego człowieka nie wnosi.
     Zatrważające są w tym kontekście tzw. kursy szybkiego czytania. Opierają one swoją atrakcyjność na sloganie, informującym, że w dzisiejszym świecie wyścigu szczurów, należy umiejętnie gospodarować czasem, aby prześcignąć innych. Pamiętaj, musisz być lepszy, przepychać się łokciami i deptać słabszych, dlatego skróć sobie czas, jaki poświęcisz na "czytanie" książek, aby wiedzieć więcej i szybciej. Mało kto zdaje sobie jednak sprawę, że tak zwana nauka szybkiego czytania pozwala jedynie na zapamiętanie wyrywkowych faktów, uniemożliwiając przeżywanie doświadczanej treści - "czytanie" w tym wydaniu odbywa się w sposób naskórkowy, a zapamiętana treść już po niedługim okresie czasu wyparowuje z głowy. No ale kto by na to zwracał uwagę w dzisiejszym świecie pogoni za sukcesem, kiedy liczy się tylko zasada: wkuć, zdać, zapomnieć oraz doraźny efekt w postaci dobrej oceny-kolejnego iluzorycznego szczebelka na drodze do świetlanej kariery (która po pewnym czasie i tak okaże się złudzeniem).
     Zbliżają się wakacje, dla wielu jedyny okres, kiedy wezmą do rąk książkę-być może inną od propozycji zesztywniałego od wielu lat kanonu lektur szkolnych. Życzę wszystkim czytającym, aby przeżyli swoje wybuchowe uniesienie. I aby dzięki niemu po wakacjach wrócili zupełnie innymi ludźmi, niż są teraz.

Michał Zawadzki