KRONIKA PRZYGÓD
MISJA ZAGADEK
Jerzy Jankowski, klasa I
opieka dydaktyczna dr Joanna Jagodzińska


ROZDZIAŁ, 11 "KIM JEST PORYWACZ?"

           Kiedy doszliśmy do drzwi od naszego mieszkania, zatrzymałem się i obserwowałem je, a później ścianę obok i w końcu tablicę ogłoszeń, która tam wisiała. Tablica była ze styropianu i wisiały na niej zazwyczaj informacje w stylu czyja jest kolej na mycie klatki schodowej, czy może kiedy będzie spotkanie lokatorów; tym razem wisiało na niej również lusterko. Po chwili zdjąłem je, a za nim, była kamera…A więc to lusterko było lustrem fenickim. [Jest to szyba pokryta cienką warstwą metalu (grubości zaledwie kilku atomów. Zazwyczaj umieszczone jest pomiędzy dwoma pomieszczeniami - jedno z nich jest przyciemnione, a drugie jasno oświetlone. Osoby znajdujące się w jasno oświetlonym pomieszczeniu widzą własne odbicie, natomiast osoby z ciemniejszego pomieszczenia mogą swobodnie obserwować jaśniejsze pomieszczenie.] Zatem ludzie, którzy porwali Kasię, cały czas widzieli jak ktoś wchodził, lub wychodził z mieszkania Makowskich. Trudno, kamery nie można zniszczyć, gdyż nie wiadomo, jak wtedy zareagowaliby porywacze. Może pomyślą, że chcemy ich w ten sposób sprowokować? Nie mam pojęcia co mogliby pomyśleć, w końcu nie jestem porywaczem, więc nie wiem jak oni myślą. O ile myślą…
-Czego szukasz?- Spytał mnie Marek, który najwyraźniej nie zauważył urządzenia schowanego w styropianie, a ja postanowiłem zakryć lusterkiem fenickim tę kamerę, żeby porywacze - na wypadek, gdyby obejrzeli kasetę - nie wiedzieli o tym, że mój brat o niej wie. Najbardziej się jednak obawiałem, że porywacze kimkolwiek są, mają jakieś połączenie satelitarne z tą kamerą i oglądają "na gorąco" to, co ona rejestruje.
           Kiedy wreszcie weszliśmy do mieszkania, wpadłem na mało oryginalny pomysł.
-Idziemy do Bartka na naradę- jak powiedziałem, tak też zrobiliśmy, więc podeszliśmy do drzwi będących naprzeciwko tych, wychodzących na klatkę schodową. Kiedy doszliśmy do pokoju Bartka, szybko opowiedziałem im o tym, co podsłuchałem dziś rano i o tym, jak zdziwiło mnie to, że ten "ciężko chory" listonosz łaził dziś po lesie.
-Myślę, że on jest porywaczem- skwitowałem na końcu. Potem zaś postanowiłem im opowiedzieć o tym, że w poniedziałek siedząc u Bartka i czekając na powrót do domu rodziców przez przypadek zauważyłem listonosza, będącego przy naszych drzwiach do mieszkania, a dokładniej przy tablicy ogłoszeń. Wtedy powiedziałem im też o tym, że jeszcze dzisiaj odnalazłem urządzenie za lustrem fenickim.
-Słuchaj i odpowiedz. Czy ten listonosz, którego widziałeś w poniedziałek był karłem?- Spytał rzeczowo mój brat.
-Nie wiem ile miał wzrostu, ale nie miał z pewnością więcej niż ja, a na tak małego człowieka, jak tamten karzeł, na pewno zwróciłbym uwagę, gdyż widziałbym go pierwszy raz w życiu. Według mnie, ten listonosz pracuje w innym rejonie- wyjaśniłem.
-W takim razie już teraz mamy pewność, że w porwanie jest zamieszanych co najmniej troje ludzi- podsumował Bartek.
-Racja. Karzeł, jego brat, oraz inny listonosz- wymieniłem.
-Brat karła?- Zdziwił się mój brat, widocznie zapominając o tym, co przed chwilą opowiedziałem.
-No przecież mówiłem, czego się dowiedziałem od taty podsłuchując go dziś rano. No, choćby tamto, że karzeł został w domu tylko dzięki temu, że jego brat lekarz wyraził na to zgodę. Mogę przysiąc, że to ten brat go niby-leczył i wystawił diagnozę, że jest ciężko chory, a dzięki zwolnieniu z pracy mógł spokojnie porwać Kasię i gdzieś ją przetrzymywać- rozwiałem wszelkie wątpliwości.
-Aa!- Zrozumiał Marek.- Myślę, że teraz ktoś z porywaczy przyjdzie i zabierze kamerę, aby później nie było żadnych dowodów, że tam kiedykolwiek była.
-Tak, i na pewno i zrobi to w przebraniu listonosza, żeby nikt się nie zdziwił, jak będzie się tu kręcił- dodał, Bartek.
-Tak, i w tym momencie, jak on będzie ją zdejmował, my go będziemy obserwować przez wizjerek w twoim mieszkaniu, Bartek- orzekłem.
-Myślę, że nie jestem głupi, ale jeśli mam rację, to nikt po kamerę nie przyjdzie póki wy nie wyjdziecie z bloku. Myślę, że oni zamontowali koło waszych drzwi kamerę, bo się was boją.. Myślę też, że mają kamerę na zewnątrz, także obserwują, kto wychodzi z bloku- zabłysnął inteligencją Bartek.
-Wiesz, zanim weszliśmy do twojego mieszkania szukałem jakiejś kamery, która obserwowałaby twoje drzwi i niczego nie znalazłem, więc…- wyznałem Bartkowi.
-Więc, jeśli moja teoria jest prawdziwa, to wy musicie wyjść z bloku, aby oni przyszli, a co za tym idzie, tylko ja mogę pilnować, więc bądźcie spokojni. I tak miałem się teraz uczyć na historię, z której mam jutro sprawdzian. Będę bacznie nasłuchiwał kroków na klatce schodowej, a tego, kogo zauważę, od razu opiszę w zeszycie, a wy się później dowiecie od swojego ojca, jak wyglądają poszczególni listonosze- dowodził Bartek.
-Wiesz, co? Osobiście myślę, że to ten Łuszczyk, czy jak mu tam. Mówiłeś, że on też zachorował? Może to nieprawda, bo nim też się zajął tan brat karła- dedukował Marek.
-A, co myślicie o tym Ivanie Rulonowie? "Zniknął w tajemniczych okolicznościach." Może po prostu nie chciało mu się szukać wytłumaczenia na urlop w pracy?- Rozmyślałem na głos.
-A może obaj?- Stwierdził Bartek.- Przecież to też możliwe.
-Myślę, że jeden z nich to przez przypadek nie chodzi do pracy, gdyż porywacze nie są tak głupi, żeby aż tak mocno zwracać na siebie uwagę- mówiłem.
-Dobrze, już dobrze! Po co rozmyślać, skoro już niedługo zapewne dowiemy się, kto tam współpracuje z karłem i jego bratem. Lepiej już chodź odstawić szopkę przed kamerą- nakazał mi mój brat, a już po chwili byliśmy na klatce schodowej przed naszymi drzwiami. Otworzyłem drzwi kluczem i zawołałem do środka.
-Mamo wychodzimy!
-Ty idioto! Przecież mamy nie ma w domu. Poszła przecież do koleżanki i wróci dopiero wieczorem!- Zbeształ mnie Marek, a z tą koleżanką to wcale nie był blef i porywacze pewnie o tym wiedzieli. Ciekaw tylko byłem, czy ta kamera ma mikrofon, bo jeśli nie…To jesteśmy naprawdę wielkimi głąbami, gdyż teraz ktoś oglądałby to, co w tej chwili robimy i nawet nie słyszał, że przez jakiś czas nie będzie nas w domu.
           Po chwili byliśmy już na dole z rowerami. Postanowienie było jedno. Jedziemy na pocztę spytać, czy przypadkiem listonosze nie zaczęli roznosić listów, bo wtedy nie byłoby nic dziwnego, że jeden z nich kręci się na drugim piętrze. Wprawdzie skrzynki są na parterze, ale jeśli byłby jakiś list polecony lub paczka do nas lub do Wojtcików, to musiałby to dostarczyć do rąk własnych, co by niezmiernie namieszało w planach. Poczta jednak była za szkołą, a po drodze minęliśmy dziewczynkę przebraną za wróżkę, dziewczynkę-księżniczkę, chłopca-mysz, chłopca-policjanta, a ten ostatni dał mi wiele do myślenia.
-Marek, wracamy!- Rozkazałem.
-Do domu?- Zdziwił się.
-Nie! Do komisariatu!- mówiąc to wiedziałem co robię, ale Marek nie. Nie było jednak czasu na wyjaśnienia. Teraz musieliśmy działać!

c.d.n.