|
W czerwcowym wydaniu "Głosu GilA" gościmy osobę niezwykłą - panią Beatę Pawlikowską - pisarkę, podróżniczkę, dziennikarkę, fotografa, autorkę ośmiu książek, w tym pierwszej polskiej książki opublikowanej przez National Geographic. Nasza bohaterka pół życia spędza w Ameryce Południowej, gdzie wędruje po dżungli amazońskiej i mieszka z Indianami w ich wioskach. Warto podkreślić, że to właśnie Ona nadała pierwsze relacje z serca amazońskiej puszczy w historii polskiego radia. Jest laureatką nagród dziennikarskich i literackich, otrzymała również nominację do tytułu "Adrenalina Man 2004". Jej najnowsza książka nosi tytuł "Blondynka Tao. Wyprawa samochodami przez dżunglę w Malezji".
|
|
Zacznijmy od pytania, które nurtuje mnie od dłuższego czasu. W kwietniu, gdy Polacy przeżywali śmierć Jana Pawła II, Pani przebywała w Ameryce Łacińskiej, odcięta od reszty świata. W kraju działy się rzeczy niesamowite, nie do zrelacjonowania. Czy nie ma Pani żalu, smutku, że ominęło Panią coś niepowtarzalnego?
Akurat wtedy powróciłam z dziewiczej przyrody do miasta, to był mój ostatni dzień w Wenezueli, tuż przed wylotem na Kubę. Włączyłam telewizor i zastygłam, bo w wiadomościach pokazywano przesuwający się napis o tym, że "Papa muere", czyli że "Tata Święty umiera". Następnego dnia rano wszystkie gazety krzyczały: "Adios, Papa, amigo", czyli "Żegnaj, Ojcze, przyjacielu". Takie emocje rozgrywają się głęboko w ludzkich sercach niezależnie od miejsca, w którym się akurat można znajdować.
W swoim życiu wykonywała Pani już wiele profesji, a jak
narodziła się pasja podbijania nowych lądów?
Zawsze lubiłam sobie wyobrażać jak wyglądają, jak pachną dalekie krainy o takich fascynujących nazwach jak na przykład Góry Kardamonowe albo Pernambuco. W wyobraźni odbywałam często niezwykłe wyprawy - aż pewnego dnia pomyślałam, że właściwie niektórym ludziom udaje się zrealizować marzenie o podróżowaniu. Może mnie tez się uda? Udało się - wystarczyło zaplanować, przygotować się i zrealizować.
Podróżuje Pani sama, i to do miejsc nie odwiedzanych przez typowego turystę. Wiąże się to z pewnym ryzykiem. Czym można tłumaczyć tę odwagę? Czy ciekawość jest większa od strachu?
Strach jest dobrym uczuciem, bo przestrzega przed niebezpieczeństwem. Wtedy cały organizm się mobilizuje, zmysły się wyostrzają i człowiek ma szansę szybciej zareagować i uniknąć zagrożenia. Nie wolno tylko pozwolić, żeby strach sparaliżował myślenie. W nieznane prowadzi mnie ciekawość tego jak żyją inni ludzie - jakie mają codzienne zajęcia, o czym marzą, co jest dla nich szczęściem, czego się boją. Lubię z nimi rozmawiać, dowiadywać się nowych rzeczy, i za każdym razem podczas każdej takiej podróży czuje się tak, jakbym to ja dostawała nowe życie.
Jestem przekonana, że Pani przedsięwzięcia podróżnicze
wymagają nieprzeciętnej kondycji psychicznej i fizycznej. Jak wyglądają przygotowania do wyprawy pod tym kątem?
Prowadzę aktywny tryb życia, dużo się ruszam, jeżdżę na rowerze, ćwiczę, poza tym na co dzień w wielu sytuacjach można znakomicie ćwiczyć silną wolę, samodyscyplinę i siłę ducha. To pomaga w podróżach.
Jednym z wywiadów telewizyjnych powiedziała Pani, że "metodą na zaprzyjaźnienie się z nowym miejscem" jest przede wszystkim przybycie tam za dnia. Proszę opowiedzieć naszym Czytelnikom historię pojawienia się w Hawanie w środku nocy...
Unikam przyjeżdżania do nowego miejsca w nocy, szczególnie jeśli jest to duże miasto, bo nocą na małych ulicach i w zaułkach zwykle czai się wiele niebezpieczeństw. Ale niedawno podczas mojej podróży po Kubie zepsuł się autobus i przyjechał na miejsce z sześciogodzinnych opóźnieniem. Było już całkiem ciemno. Wsiadłam do rikszy przy dworcu autobusowym i pozwoliłam się zawieźć do miejsca, gdzie miał być pokój do wynajęcia. Jechaliśmy przez najczarniejszą i zupełnie pustą część miasta, nie było tam nie tylko ludzi, ale i nawet i psów i ulicznych latarni. Kazałam kierowcy wracać do centrum, ale on się kłócił, że wie co robi. Uratowała mnie znajomość hiszpańskiego - bo tak stanowczo powtarzałam czego chcę, aż riksiarz dał za wygraną.
Zbliżają się wakacje. Proszę powiedzieć naszym Czytelnikom, jak je spędzić, by mieć miłe wspomnienia na całe życie?
Koniecznie zostawić w mieście telefony komórkowe, laptopy, podręczniki i inne rzeczy związane z życiem na co dzień. Najlepiej jest pojechać tam, gdzie wciąż panuje dzika, nieskażona przyroda. Z niej można zaczerpnąć mnóstwo energii i naładować się nią na cały rok. To nie musi być puszcza amazońska ani daleka Azja. Wystarczy wypad kilkadziesiąt kilometrów od domu - ale w wiejską okolicę, gdzie rosną drzewa, śpiewają ptaki i gdzie będzie można w ciszy usłyszeć własne myśli i pragnienia. Tego życzę wszystkim Czytelnikom.
Wszyscy z niecierpliwością czekamy na relacje z kolejnych wypraw. Muchas gracias por la conversacion! Saludos para los amigos de America Latina!
|